Zakład o kurs – jak banki uprawiały frankowy hazard, wiedząc, że nie mogą przegrać
- Admin
- 26 kwi 2024
- 2 minut(y) czytania
Przyjmując towarzyski zakład „o piwo”, stawiając na wygraną FC Barcelony w meczu Ligi Mistrzów, czy na dany numer koła ruletki uprawiamy hazard. Najczęściej jest nim bowiem gra, której skutek zależy od przypadku, a wygrana lub przegrana przyjmuje postać zysku lub straty materialnej dla biorących w niej udział. Z perspektywy czysto prawnej wspominana gra jest niczym innym jak umową, zgodnie z którą strony ustanawiają pewne świadczenie na rzecz tej z nich, która osiągnie korzystny wynik.
Jednak co w sytuacji, gdy rozpoczynając grę zależną od przypadku, wiedzielibyśmy, że nie możemy przegrać?
Banki nie stawiały „w ciemno”
Zdaniem Sądu Okręgowego w Warszawie, wyrażonym w ustnych motywach wyroku w sprawie wygranej przez Tau.Legal przeciwko Bankowi Millennium S.A. z siedzibą w Warszawie, umowa o kredyt indeksowany do waluty franka szwajcarskiego nie jest umową. Nie określa ona bowiem świadczeń stron. Stosowana w umowie tabela kursów waluty tylko pozornie wskazywała w jakich ratach kredytobiorcy mieli swój dług oddawać. Bank natomiast posiadał nieograniczoną możliwość kreowania wartości (kursu) waluty podanej w tej tabeli. Od tej wartości zależała wszak wysokość raty kredytowej.
„Jak się nie wie co się gra, to się gra jeden dwa"
Jednocześnie wymieniony Sąd zauważył, że umowa kredytu jest dość prostą umową prawa bankowego, która zakłada, że bank oddaje kredytobiorcy pewną kwotę do korzystania, a kredytobiorca tę samą kwotę powinien oddać w częściach wraz z wynagrodzeniem dla banku – odsetkami. Tymczasem przedmiotowa umowa była skonstruowana tak, że bank owszem – oddawał pewną kwotę kredytobiorcy do korzystania, natomiast do zwrotu była kwota nieprzewidywalna w chwili zawarcia umowy. Wynikała z przemnożenia kwoty kredytu przez kurs waluty określany przez bank. Sąd Okręgowy stwierdził, że nawet jeżeli ten kurs był określany absolutnie obiektywnie według wskaźników rynkowych, to w jego przekonaniu jest to połączenie umowy kredytu z zakładem o kurs waluty. W sytuacji, w której kurs waluty, przez który mnoży się kwotę otrzymanego kredytu jest nieprzewidywalny i może znacząco rosnąć (o 50, 100, 200 %) w skali okresu kilkudziesięciu lat, mamy do czynienia z niczym innym, jak zakładem o kurs waluty. Różnica polegała jednak na tym, że bank tego zakładu nie mógł przegrać, albowiem jakkolwiek kurs waluty zmieniał się na przestrzeni lat, to ten ciężar ponosił wyłącznie kredytobiorca.
Czas na zmiany
Ryzyko jest nieodłącznym towarzyszem biznesu. Banki nigdy nie powinny być z tego towarzystwa zwolnione, a tym bardziej przerzucać go na konsumentów.
W niedawnej debacie o mieszkalnictwie wyemitowanej na Kanale Zero, Sławomir Mentzen powiedział: „Polski system bankowy jest wybitnie dziadowski, jest wybitnie krzywdzący konsumentów”. Siedzący po jego prawicy Rafał Zaorski, podczas wymiany zdań stwierdził również, że: „Banki nie są częścią gry rynkowej”.
Z przywołanym zdaniem polskiego inwestora nie mogę się jednak zgodzić w odniesieniu do kredytów frankowych. W latach ich największej popularności, banki były częścią tej gry. Jednak jej wynik zależał wyłącznie od nich, a one same nie mogły jej przegrać. Przegrywał tylko kredytobiorca. Obecnie gdy kredyty frankowe, słusznie okryte niesławą, nie są już oferowane, banki sprzedając inne produkty wciąż nadużywają swojej pozycji i ponownie stają do gry, której nie mogą przegrać. Ta sytuacja musi ulec zmianie.
